Dokładny opis mamy z książki w której Pastor Gustw Lenz, dokładnie opisał jak wyglądały domy mieszkańców Dźwirzyna.

„Od stuleci nadmorscy ludzie mieszkali w kurnych chatach o konstrukcji ryglowej. Ściany od wewnątrz były lepione gliną, tak jak i polepa czyli podłoga. Do budowy używano przeważnie drewna dębowego. Dach, zazwyczaj bardzo wysoki o stromych spadach i o wysokim szczycie kryty był nadjeziorną trzciną. U samej góry po jego lewej i prawej stronie były umieszczone małe wyloty dla dymu. Ognisko palono na środku chaty w otoczonym kamieniami kręgu.

Dym z ogniska snuł się po całym domu i uchodził wszystkimi możliwymi szparami, a unosząc się do góry ulatywał otworami do tego przeznaczonymi. Nad ogniskiem, na żelaznym trójnogu wisiał na haku żelazny kocioł przeznaczony do gotowania strawy. Obok na belce, wisiały mięsne porcje, takie jak: słonina, mięso, ryby itp. Bogatsi mieli w kącie zagrodę dla owiec.

Od szczytu, najczęściej z prawej strony były ogromne drzwi jak wjazdowa brama z wmontowanymi mniejszymi. Za ścianą boczną – zawieszone suszące się sieci. Po lewej sień i stajnia a po prawej, tuż przy wielkich drzwiach – obora i wybudowane przepierzenie na chlew. Z boku była izba mieszkalna. Wszystko to pod jednym dachem. Zimą zwierzęta dzięki swemu ciepłu podnosiły temperaturę w całym domu. Taki dom, jak na owe czasy był bardzo funkcjonalny. W górnej części domu, nad zwierzętami, składowano siano i słomę. Przy tylnej ścianie, była umocowana półka z posłaniem. Na niej spały kobiety – matka, córki. Na środku domostwa była wielka wolna przestrzeń. Mężczyźni szyli tu sieci, kobiety działy tkaniny. W tym pomieszczeniu urządzano też wesela, zebrania sąsiadów, pogrzeby, chrzciny itd. Tuż przy strychu, za sianem, usytuowane były niby koje marynarskie dla służby. Osobno dla kobiet i mężczyzn. Służba musiała się do nich wspinać dość wysoko. Pod tymi półkami znajdowały się zazwyczaj kojce na ziemniaki opatulane słomą przed zimnem i mrozem.

Z tyłu, z lewej strony domu znajdowała się izba mieszkalna z sąsiekiem na pszenicę. Izba mieszkalna była łudząco podobna do kabiny marynarskiej na statku. Przy ścianie znajdowała się odpowiedniej wielkości ławka. Tuż przy niej stał piec zwany piekłem (Hölle) z wielkim przypieckiem. Na przypiecku przykrycie – przeważnie ze skór zwierząt. U góry, naokoło przypiecka była zgrabnie przymocowana deska ryglowa, zabezpieczająca śpiącego tam człowieka. Coś na podobieństwo marynarskiej koi. Przy ścianie stały dwa wielkie łoża. Jedno dla rodziców, drugie dla dzieci., pomalowane na różnorakie kolory. Wokół nich zawieszona była zasłona na rzeźbionych słupkach. Naprzeciwko, w szczycie dachu, usytuowane było maleńkie okienko-świetlik. Obok łóżek przymocowana była wycinana ozdobnie desko-półka, a na niej różnobarwne talerze, miski do mleka i pozawieszane filiżanki. Wszystko to w większości przywiezione z innych krajów (przeważnie z Holandii). W izbie mieszkalnej stała też ogromna skrzynia na ubranie poprzekładane gałązkami świerkowymi i sosnowymi przeciwko molom i innym robakom, które nie lubią zapachu żywicy i od skrzyni z ubraniami trzymają się wtedy z daleka. W rogu, między oknami, stał wielki rodzinny stół opierający się na słoniowatych nogach, z wielką szufladą pod spodem, w której przechowuje się chleb i masło. Nad stołem, na płóciennej serwecie z lnu wieszano domowy kalendarz a nad nim niewielkie lustro umieszczone pochyło. Niedaleko stołu stał niewielki pieniek do przerąbywania mięsa, a przy ścianie stała szafka na mleko zasłonięta barwną zasłonką. Nad nią znajdował się stary ścienny zegar. Meble malowane były często w czerwone paski różnej długości. U bogatszych gospodarzy podłoga była wykonana z desek, a u biedniejszych – gliniana polepa. Między oknami przytwierdzony był wieszak na odświętne, drewniane łyżki – dla gości lub używane na specjalne okazje. Obok znajdowała się półka na domową Biblię – przeważnie bardzo starą. Na jej pierwszych stronach zanotowane były ważniejsze daty wydarzeń rodzinnych. Chrzciny, wesela, zgony, chrzestni i chrzestne, imiona dzieci, wnuków i inne tego typu zapiski. Jeżeli podłoga była wykonana z gliny, to na niedzielę i święta posypywana była bielutkim piaskiem wydmowym. Na wielkie święta wybierano bardzo czysty, śnieżnobiały piasek z plaży.  Obecnie kurne chaty zupełnie zanikły. Ich miejsce zajęły domy o lepszych warunkach mieszkalnych. Są w nich już murowane kominy i osobno usytuowane pomieszczenia dla zwierzyny. Oddzielnie są stajnie, obory. Była jeszcze ostatnia we wsi kurna chata – należała do biedaka Alberta Stecklinga. Ze swą żoną mieszkał tam do maja 1919 roku, kiedy to spłonęła, a jaj mieszkańcy omal nie padli ofiarą płomieni.”