Cofnijmy się w czasie i zobaczmy jak wyglądało Dźwirzyńskie wesele.

Syn dźwirzyńskiego gospodarza zakochał się w córce miejscowego sołtysa. Rzecz jasna nie bez wzajemności. Zgodnie ze zwyczajem posłał do jej rodziców swatów i został przyjęty. Należało zatem rozpocząć przygotowania do wesela, na około 90. gości wraz z dziećmi. Zaczęto zwozić różnego rodzaju produkty i wiktuały konieczne do przygotowania weselnego przyjęcia. Między innymi przywieziono, zakupioną przez pana młodego wódkę oraz gin.

Do jego obowiązków należało również zaprosić wszystkich gości. Trzeba było uczynić to osobiście. Jechał zatem młody pięknie przystrojoną bryczką. Czego tam nie było: różnokolorowe wstążki, bukiety kwiatów, złote wstęgi i wiele innych dekoracji. Pan młody podjeżdżał pod każdy dom i składał zaproszenie takimi oto słowami: „My chrześcijanie grzecznie prosimy zatem was, a także waszą służbę, oraz wszystkich innych co ten dom zamieszkują, na bal weselny”.    

Strój narzeczonej był następujący: szeroki gorset sznurowany czerwonymi sznurowadłami, czapeczka z czarnego sukna i czarnej wełny adamaszkowej, spódnica czarna, przewiązana wielokolorowym jedwabnym fartuszkiem, czarne pończochy oraz trzewiki z cholewkami – na obcasie. Cholewki z tyłu, u góry, miały niewielkie rozcięcie. Panna młoda na szyi miała perły a cały strój przybrany był złotymi blaszkami i srebrnymi ozdobami. Całości dopełniał trzymany w dłoniach bukiet kwiatów z gałązkami mirtu. Był to bardzo uroczysty i okazały strój.    

W dniu ślubu jechano do kościoła bardzo pięknie przystrojonymi bryczkami. Najpierw jednak podjeżdżano pod dom panny młodej i wówczas pan młody, z weselnym przewodnikiem (wodzirejem) udawał się do drzwi jej domu, uroczyście ją zapraszając. Po chwili panna młoda wychodziła z druhnami i wsiadała do bryczki w towarzystwie swoich rodziców. Następnie podjeżdżano pod kościół.

Wewnątrz, przed ołtarzem, stały dwa przystrojone krzesła dla młodej pary. Po uroczystości zaślubin młodzi siadali na owych krzesłach i wówczas odśpiewywano stosowny werset z Biblii. Po powrocie z kościoła do domu weselnego, młodzi przechodzili przez szpaler utworzony przez zaproszonych gości. Na progu domu weselnego podawano zrobione osobiście przez pannę młodą powidła, dużą bułkę oraz sól. Składano przy tym młodej parze życzenia wszelkiej pomyślności na nowej drodze życia. Przed rozpoczęciem posiłku zaproszony pastor odmawiał odpowiednią modlitwę. Pan domu sadzał młodą parę na przygotowanym miejscu sięgając jednocześnie po kielich wina. Po spełnieniu toastu za szczęśliwą przyszłość państwa młodych, rozpoczynała się weselna zabawa.    

A oto potrawy, którymi raczono zaproszonych gości: podawano chleb i masło, następnie pieczoną kurę nadziewaną ryżem i rodzynkami, potem ryby w różnej postaci – smażone, wędzone, w galarecie. Dalej – wołowinę z kapustą, wieprzowinę i cielęcą pieczeń z kartoflami i suszonymi śliwkami. Dawano też tarte proso z duszonym na maśle mięsem – wszystko to posypane czerwonym cukrem, oraz zupę szwedzką. Do tego było piwo w dużej, okrągłej misie. Stała ona na okrągłym stole zrobionym osobiście przez gospodarza. Każdy przy nim pijący, widział pijącego naprzeciwko. Bywało, że niektórzy zwaśnieni, podawali sobie przy tym stole ręce.

W międzyczasie zaproszona orkiestra grała skoczne melodie, a ci, co mieli ochotę na tańce, co sił wywijali nogami.  


W relacjach o życiu dawnych mieszkańców Kolberger Deep czyli Dźwirzyna, autorstwa pastora Lenza, zachował się opis ówczesnego pogrzebu. Jakkolwiek na terenie osady istniał cmentarz (na terenie obecnego ośrodka NBP), z opisu wynika, że nie zawsze z niego nie korzystano.

Istniały jeszcze dwa cmentarze. Jeden który mieścił się za Sanatorium Lenzheim.

Obecnie przy Kościele w Karcinie istnieje pomnik i szczątki dawnych nagrobków z Dźwirzyna i Karcina.

Następny tylko symboliczny cmentarz, gdyż nie było tam nikogo pochowanego, mieści się w lesie o 4 km. przed wjazdem do Dźwirzyna od strony Kołobrzegu. Groby te istnieją do dziś, a opiekuje się nimi szkolne koło Caritas. Groby te symbolizują siedmiu mężczyzn którzy zginęli w czasie I Wojny Światowej.

Ceremonia pogrzebowa była raczej krótka.„ W środku wielkiej izby, na noszach stała trumna. Po obu jej stronach stały ubrane na czarno płaczki. W odległym kącie stali mężczyźni, z boku ich kobiety trzymające wieniec. Wspólnie odmawiano modlitwę wraz ze stojącym przy trumnie pastorem. Otwarto wjazdową bramę i duże drzwi. Po odmówieniu żałobnej modlitwy, a raczej małego jej fragmentu z Biblii z której czytał pastor, mężczyźni wzięli trumnę i wraz z rodziną, zebranymi sąsiadami oraz zawodzącymi płaczkami, wynieśli do tyłu, za dom, na uprzednio przygotowane miejsce z wykopem i ułożyli ją na rusztowaniu z desek, nad dołem. Do trumny włożono jeszcze zapas czarnego, razowego chleba, który powinien starczyć zmarłemu na miesiąc odżywiania się, zanim dojdzie do nieba. Po czym spuszczono trumnę na linach do dołu i ją zasypano. Wszystko to przy wtórze zawodzących płaczek”. 

W tamtych czasach istniała tradycja opisana przez pastora – Czarne Wesele. Po dwutygodniowym wydobywaniu torfu w którym brali udział wszyscy mieszkańcy Dźwirzyna, następowała wielka zabawa. Tańce odbywały się na terenie gdzie wydobyto torf. Zabawa była tak radosna, że zdarzało się iż po niej niektórzy trafiali przed ołtarz na ślubnym kobiercu. Stąd wzięła się nazwa CZARNE WESELE.

Z najnowszych tradycji często na zakończenie sezonu letniego, co wiązało się też z rozpoczęciem roku szkolnego, organizowano wspólną zabawę przy ognisku.

Podobnie kiedy wybijała godzina 24.00 w nowy rok wszyscy mieszkańcy schodzili się w jedno miejsce, bawiąc się i składając sobie życzenia.

Niestety pandemia przewała te zwyczaje. Mam jednak nadzieję że kiedyś powrócą.